czwartek, 4 czerwca 2015

Pogromca kciuków

Wspominałam w poście o hummusie , że woreczek kupionej na falafle ciecierzycy łypie na mnie z wyrzutem z szafki. No łypał, łypał bezczelnie zza słoika z ziarnem do sałatek i prawie już groźby, nieme, acz karalne, przesyłał mi za opieszałość, no i kto by taką presję wytrzymał? Musiałam dojrzeć do zrobienia tych wegańskich kotlecików czy mi się to podobało, czy nie, jak się powiedziało "a"... zalałam więc ciecierzycę wodą na noc bez większego przekonania, głównie po to, żeby mnie już nic nie atakowało przy każdym otwarciu szafki.


Ziarenka urosły pięknie, po powrocie z pracy okazało się, że mam do zmielenia sporą miskę kulek. Chcąc jako tako trzymać się proporcji, po odlaniu wody (część zachowałam) dodałam do niej trzy cebule i zaczęłam maltretować całość ręcznym blenderem. O rany! Mam model, który podczas używania wymaga stałego przyciskania włącznika. Suchawe warzywa nie bardzo dawały się mielić, zwłaszcza w takiej ilości, a moje palce odmawiały posłuszeństwa po paru minutach takiej walki. Dolałam nieco wody, w której moczyła się ciecierzyca, odrobinę pomogło, ale i tak było ciężko. Kiedy po zmieleniu warzyw na jako taka masę miałam posiekać pieruszkę - bagatelka, cztery pęczki - prawie nie mogłam utrzymać noża. Zapamiętać na przyszłość - mielimy małymi partiami albo w maszynce do mięsa. I nie cierpimy po tym, jak niżej podpisana. :-)
Przyprawiłam masę solą, słodką i ostrą papryką, skórką cytrynową i sokiem z połowy cytryny oraz utłuczoną kolendrą. Dodałam też pół łyżeczki sody oczyszczonej. Formowałam małe kolteciki i smażyłam w głębokim oleju.

Najpierw bałam się nagrzać olej za bardzo, wolałam smaży wolniej z obawy, że przy zbyt krótkim smażeniu surowa ciecierzyca w środku może być niesmaczna. Błąd! Kotleciki nasiąkały tłuszczem i robiły się ciężkie i niedobre. Tu też nastąpił atak numer dwa na mój kciuk - chlapnięcie wrzącym olejem pod paznokieć to bardzo głupi pomysł, jak się okazało... :-/ Po stwierdzeniu tego faktu, wygłoszeniu paru bardzo mało cenzuralnych wyrazów i wykonaniu kilku nieskoordynowanych ruchów, kiedy wróciłam jako tako do żywych, zauważyłam tę prawidłowość. Dopiero wyraźne podniesienie temperatury smażenia wyszło kotlecikom na dobre, zrobiły się puszyste, wilgotne i aromatyczne, dokładnie takie, jak pamiętam z wakacji w którymś z krajów arabskich. Pyszne!


Wyszło mi tego... mnóstwo. Smaży się szybko i sprawnie, więc nawet nie zauważyłam, ile takich maleństw zrobiłam. :-) Znikały po przestygnięciu prosto z blatu, nieliczne, które ocalały, powędrowały do kanapek. 
Zagadka dnia - kto potrafi tak otworzyć usta, żeby ugryźć taką piramidę?



Odpowiedź - mój potomek, lat dziewięć. Nie jest piranią,  budowę szczęki ma w miarę standardową, o ile mi wiadomo... :-)

6 komentarzy:

  1. naprawdę wyglądają apetycznie. Lubię tego typu jedzenie, choć rzadko robię dla moich domowników :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi już przywykli do mocno urozmaiconej kuchni ;-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Palce lizać. Czy możesz podać dokładne ilości składników potrzebne na takie kotleciki? A może masz jeszcze jakieś inne pomysły na wykorzystanie ciecierzycy (oprócz hummusu)? Będę wdzięczna za jakieś wskazówki.
    Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dałam ok 400 g ciecierzycy, 3 cebule, 4 pęczki pietruszki, skórkę z jednej cytryny i sok z połówki. Sporo wędzonej słodkiej papryki z pół łyżeczki ostrej, soli... na oko ;-)
      Co do innych propozycji z ciecierzycą ja zamierzam wypróbować spaghetti, gdzie występuje w towarzystwie szpinaku i pikantnego sosu pomidorowego. Brzmi mi to dobrze, może w przyszłym tygodniu zrobię.

      Usuń
    2. Dzięki za dokładny przepis.
      Jak zrobisz spaghetti to podziel się swoimi refleksjami:-)
      Pozdrawiam:-)

      Usuń
    3. Opiszę na pewno :-)

      Serdeczności

      Usuń