czwartek, 31 marca 2016

Inne takie te Święta...

Plany na te Święta nie napawały optymizmem. Jak tu było się cieszyć, kiedy na Wielką Środę Malizna miała zaplanowana operację? Stres ściskał na gardło i trudno było zmusić się do ułożenia planu potraw, listy zakupów. Na wykrzesanie z siebie odrobiny entuzjazmu nie starczyło siły ani ochoty. Mnie, przyzwyczajonej do świąt w gronie dużej rodziny (przyjęcie na 16 osób to norma, a większe też nie są rzadkością) bardzo trudno było wyobrazić sobie kameralne, czteroosobowe spędzenie tych dni - a z małą rekonwalescentką wykluczone było spotykanie się z większą ilością ludzi niż trzeba. Słowem - miało być średnio. Nieświątecznie. I w ogóle byle jak. Niestety nie wyszło. :-)


Było... echh, nie wiem, czy to nie były moje najbardziej udane Święta. Odetchnięcie po ogromnym stresie, Córcia, która zniosła zabieg niespotykanie dobrze. Relaks kuchenny ze świadomością, że robię tylko to, co lubimy i na co mamy ochotę, a nie to, co trzeba. Sobotnie niespieszne wędzenie szynki, wspólne krojenie sałatek, radość dzieci przy dekorowaniu mazurków i emocje przy barwieniu pisanek. Długi piknik w lesie w niedzielne popołudnie i poniedziałkowe prażone z ogniska zamiast obiadu. Byliśmy razem, jak nie pamiętam kiedy ostatnio. Było pięknie.


To były dobre Święta. Rodzinne, spokojne, pogodne i wesołe. Takie, jak z życzeń, z smsów, których nie darzę specjalną estymą i z kartek, których - jak na kobietę starej daty przystało - trochę tęsknię. Rozpoczęte w niefajnych okolicznościach rozwinęły się w takie, jak życzyłabym sobie przeżywać jeszcze wielokrotnie. Czego i Wam, pokazując te kilka świątecznych kadrów, życzę.

poniedziałek, 21 marca 2016

Jogurtowo - cytrynowe babeczki do koszyczka

Dziś obiecany post z dedykacją. :-) Agness poprosiła mnie o przepis na jogurtowo - cytrynowe babeczki, które od kilku lat piekę na Wielkanoc. Postanowiłam więc podzielić się nim w szerszym gronie, bo zdecydowanie jest to kolejna z rzeczy, przy których przy minimum nakładu pracy uzyskuje się bardzo fajny efekt. Jak bardzo takie przepisy są potrzebne, wiedzą najlepiej pracujące na etacie mamy, dla których doba zawsze ma co najmniej o kilka godzin za mało, prawda? 

Ciasto jogurtowe uchodzi za kapryśne, często spotykam się z żalem, że robi paskudny zakalec, opada i w ogóle przygotowanie go stanowi jedną ze sztuk magicznych. Przyznam szczerze, że nie wiem, o co chodzi, nigdy mi się nic takiego nie przydarzyło. Jeżeli przestrzega się prostej zasady, że składniki muszą mieć tę samą, pokojową temperaturę, to moim zdaniem nic złego nie ma prawa się wydarzyć. A już na pewno z tego przepisu, stosowałam go wielokrotnie i nigdy mnie nie zawiódł.
Potrzebujemy:
250 g masła
200 g jogurtu naturalnego (im gęstszy tym lepszy)
1 szkl. cukru
3 jajka
50 g mielonych migdałów
skórka otarta z dwóch cytryn i sok z jednej
375 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Ucieram masło z cukrem, nie przerywając miksowania po kolei dodaję jajka. Dalej pracuję szpatułką - dodaję resztę składników i mieszam dokładnie. 
Przekładam ciasto do formy (różnie - czasem babeczkowej, czasem muffinowej, czasem piekę po prostu jedną babkę). Piekę w temp. 160 st., zależnie od wielkości formy - muffiny ok. 40 min, dużą babkę nawet 60 min. Dzisiejsze babeczki piekły się 45 minut, babka 10 minut dłużej. Studzimy na kratce, dekorujemy lukrem.
Babeczki są mięsiste i wilgotne, bardzo aromatyczne i lekko kwaskowate. Długo zachowują świeżość, dlatego świetnie nadają się jako babeczki do koszyczka ze święconką (tradycyjne drożdżowe w Wielką Niedzielę niestety mają już strukturę pumeksu, te są nadal świeże). Ponieważ zazwyczaj piekę ich dosyć sporo, wszystkie dzieci w rodzinie i jeszcze kilkoro zaprzyjaźnionych niesie je potem do kościoła. :-)
Na co dzień nie lukruję ciast ze względu na dzieciaki - nie mam zamiaru stać jak cerber i pilnować, żeby mi lukrem nie pokleiły połowy domu, wystarczy mi nieustanne sprzątanie okruchów. Tak, je się w jadalni, wiadomo... w teorii. ;-) Jednakowoż do święcenia babeczki występują w różnych dekoracjach, w tym roku będzie tak:
(ktoś mi może wyjaśnić, czemu to zdjęcie wygląda, jakbym nieudolnie wkleiła babeczkę w zdjęcie? Głębia ostrości mnie pokonała najwyraźniej :-/)

sobota, 19 marca 2016

Błyskawiczne i pyszne - migdałowe muffiny z serowym nadzieniem

Do kawy, na deser albo na drugie śniadanie. Do pracy, na wycieczkę i bez okazji. Dobra muffina jest dobra na wszystko. Bo jest dobra. Prawda?
Robiłam dziś muffinki, które bardzo chcę Wam polecić. Są nieco nietypowe przez dodatek mielonych migdałów i serowe nadzienie, ale połączenie jest wyjątkowo udane, aromatyczne, wilgotne i... wciągające. Nie da się poprzestać na jednej. Żeby nie było, że nie uprzedzałam.
Potrzebujemy:
1,5 szkl. mąki
0,75 szkl. mielonych migdałów
0,75 szkl. brązowego cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 jajka
1 szkl. kefiru/jogurtu/maślanki
0,25 szkl. oleju
2 krople aromatu migdałowego

Mieszamy suche składniki w jednym naczyniu, mokre w drugim, na końcu łączymy oba.

Nadzienie serowe:
25 dkg dobrego tłustego twarogu (nie może być kwaskowaty!)
1 żółtko
2 op. cukru z prawdziwą wanilią
cukier do smaku (u mnie 1 łyżka, może być więcej, my lubimy niezbyt słodkie ciasta)
Wyrabiamy składniki widelcem.

Wykładamy ciasto do formy na muffiny do połowy jej wysokości (blaszaną najpierw smarujemy masłem, ja piekę w silikonie). W środek każdej porcji ostrożnie nakładamy pełną łyżeczkę serowego nadzienia. Pieczemy ok. 35 minut w temp. 180 st. Studzimy na kratce. Jak większość wypieków z serem, najlepsze są po całkowitym wystudzeniu.