Dawno, dawno temu państwu P. zamarzył się Dom. Państwo P., zaprzysięgłe mieszczuchy, próbowali odgonić to marzenie na wszelkie możliwe sposoby. Wyśmiać. Przeczekać albo zracjonalizować. A kiedy już zorientowali się, że takie pomysły odnoszą spektakularną klęskę, zrobili głęboki wdech i wpisali w Google "projekt domu". Jakież było ich zdziwienie, kiedy wśród setek projektów oglądniętych w ciągu dziesiątek godzin, wśród tylu rozmaitych propozycji nie znaleźli ani jednej, która byłaby Domem! Rozczarowaniom nie było końca. Powiedziawszy już jednak "a", niezrażeni niepowodzeniem udali się państwo P. do architekta. Tłumaczyli. Szkicowali. Wiele razy... A kiedy już, będąc dobrej myśli, nabrali nadziei, że architekt, pan K., dokładnie zrozumiał nieskomplikowany na pierwszy rzut oka przekaz - budynek średniej wielkości, z dwuspadowym dachem bez, broń Boże, żadnych jaskółek i wykuszy, na planie prostokąta, symetryczny - ku swemu bezbrzeżnemu zdziwieniu usłyszeli jego niedowierzający głos:
"Mam zaprojektować TAKĄ STODOŁĘ???"